W pierwszych dniach czerwca, a więc w okresie najbujniejszego rozkwitu życia w przyrodzie, gdy listowie i igliwie kąpało się w życiodajnym świetle słońca, gdy w gniazdach kwiliły pisklęta i na świat przychodziły leśne zwierzęta – uzbrojone po zęby komando z mechanicznymi piłami weszło w stary las jedliński pod Starą Wsią i hurtem powaliło kilka hektarów okazałego boru. Bez litości stratowało ciężkim sprzętem nasz święty gaj, odbierając nam coś, co jest cząstką naszej historii i naszej duszy.
Komando spieszyło się, a leśne bagry uwijały się jak w ukropie, żeby jak najmniej ludzkich oczu widziało, jak zadaje się gwałt naturze.
Ale oczy bojszowiaków nie były ślepe. Widziały rzeź i bardzo bolały nad tym, bo ten stary bór był dla nas jak świątynia – dawał wytchnienie, koił, wyciszał.
Więcej w papierowym wydaniu „Naszej Rodni” – w sprzedaży od 3 lipca